Ulica wielu imion
Ze Stanisławem Kwiatkowskim spacer po Sochaczewie
W jednym z poprzednich odcinków obiecaliśmy wrócić na ul. Traugutta, tam gdzie mały Stanisław z kolegami przecinał jezdnię w drodze do szkoły nr 1. Obecnie to ulica Prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego, wcześniej Hanki Sawickiej, w czasach szkolnych Stanisława Kwiatkowskiego nosiła imię Ignacego Daszyńskiego, a przed wojną - Orzeszkowej.
Podobnie jak dzisiaj ówczesna ul. Daszyńskiego rozciągała się między obecnymi ul. Traugutta i 1 Maja. Wyglądała jednak zupełnie inaczej. Pan Stanisław przypomina, że przez ten rejon głębokim rowem płynęła woda ze stawku czerwonkowskiego do Bzury. Jego główna trasa biegła obecną ul. Wojska Polskiego, której tak naprawdę nie było, bo całą jej szerokość zajmował rów. Obok rowu była tylko wąska dróżka, z której korzystali mieszkańcy. Przy dawnej wylęgarni kurcząt znajdowała się kładka i nią można było przejść na drugą stronę rowu.
Biała i czerwona szkoła
Ale my zaczynamy nasz spacer ul. Kaczorowskiego tu, gdzie łączy się z Traugutta.
- Po prawej stronie, tam gdzie znajduje się Miejskie Przedszkole nr 1, rozciągało się kartoflisko. Pamiętam kopce ziemniaków i nas, dzieci, rzucające się kartoflami. W latach 50. XX w. na tym polu wybudowano pierwsze miejskie przedszkole, będące kontynuacją małej placówki mieszczącej się w głębi ul. 1 Maja – wspomina Stanisław Kwiatkowski. – Idąc dalej, tuż za rowem, mijaliśmy ogrodzone boiska dla szkół nr 1 i 3. Teraz w tym miejscu stoją dwa bloki mieszkalnye a za nim całe osiedle nazywane kiedyś „Ogrody”, zapewne z uwagi na tereny uprawne, jakie się tu znajdowały.
Po przeciwnej stronie ulicy mieści się rozbudowana Szkoła Podstawowa nr 1. Jak opowiada nasz rozmówca, za jego czasów był to jeden budynek z wejściem ze szczytu. Do tej pory we wnętrzu szkoły łatwo odróżnić starą część od nowej, tej dobudowanej.
- „Jedynka”, do której chodziłem, nazywana była białą szkołą, w odróżnieniu od SP3 – czerwonej szkoły, w której zabroniono lekcji religii – opowiada pan Stanisław i przypomina kadrę zatrudnioną wtedy w jego szkole. – Kiedy zaczynałem naukę w 1947 r. kierownikiem był pan Stanisław Leszczyński, pięć lat później funkcję tę objął Lucjan Miszewski, a po nim Józef Jaroszewicz. Moją wychowawczynią do III klasy była pani Maria Wołk (lub Wołek), od IV kl. - Stefania Niepiekło. Pamiętam także wiele innych nauczycielek: panią Stradomską od biologii, p. Miszewską – język rosyjski, p. Walczak od geografii, Irenę Górkową uczącą j. polskiego, pp. Przybysz, Żelazowską, Grabowską.
Sąsiednia szkoła - „trójka” zyskała swój przydomek z racji komunistycznej indoktrynacji, jaką próbowano tam wprowadzić w czasach głębokiego stalinizmu. Powstała ona jako szkoła Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, organizacji mocno w tym okresie upolitycznionej, którą władza ludowa siłą włączyła w swój reżim. Po śmierci Stalina w 1953 r., stopniowo liberalizowano zasady nauczania, ale TPD przez długie lata musiało odbudowywać zawłaszczony przez komunistów wizerunek.
Stojące po sąsiedzku szkoły dzieliły się małą wspólną salą do ćwiczeń i boiskami po drugiej stronie ulicy. Dopiero odejście od centralnego zarządzania i powstanie samorządów rozpoczęło okres rozwoju placówek oświatowych, ich rozbudowy, poprawy funkcjonalności i warunków dydaktycznych. Dzisiaj szkoły nie przypominają już tych z czasów dzieciństwa naszego rozmówcy, posiadają oddzielne sale gimnastyczne, a boiska ulokowano za budynkami edukacyjnymi. Mimo upływu lat pan Stanisław pamięta, że wieloletnią kierowniczką SP3 była pani Marszałkiewicz, której dziewiętnastoletni syn Janusz działał w AK i w 1944 r. zginął w Bronisławach.
Willa Ossowskich
- W drodze powrotnej ze szkoły, po tej samej stronie ulicy mijaliśmy okazałą posesję rodziny Ossowskich. Chyba w 1934 r. doktor Adolf Ossowski (który przed I wojną objął funkcję dyrektora szpitala), wybudował na niej willę oraz pomniejsze budynki. Przetrwały one do dziś. W jednym z nich mieści się teraz hufiec ZHP. W willi natomiast w czasach mojej młodości znajdował się szpitalik dla dzieci. Czasem zaglądaliśmy tam przez okna na parterze, żeby popatrzeć na chore maluchy. Posesja obsadzona była drzewami owocowymi i nie tylko. Te owocowe pamiętam dlatego, że wiosną cała działka, aż do obecnego hotelu Chopin, tonęła w kwiatach, a kiedy powiał wiatr, płatki kwiatów sypały się na całą okolicę. To był przepiękny widok – wspomina Stanisław Kwiatkowski.
W czasie okupacji Niemcy zajęli willę na siedzibę NSDAP. Po wojnie, jak już wspomnieliśmy, ulokowano tam szpitalny oddział pediatryczny, a pod koniec lat 50. XX w. budynek przekazano na potrzeby komitetu miejskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej oraz Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. I to głównie z tymi organizacjami przez okres PRL-u kojarzyła się ulica Hanki Sawickiej, działaczki socjalistycznej zamordowanej przez Niemców w czasie wojny, z której uczyniono propagandową ikonę komunistycznego ruchu młodzieżowego.
Po upadku PRL i powstaniu struktur samorządowych w willi umieszczono Powiatowy Urząd Pracy, później przeniesiony na ul. Kusocińskiego. Wtedy też starostwo, które stało się właścicielem budynku, wystawiło go na sprzedaż. Dzisiaj mieści się tu kancelaria notarialna oraz przychodnia lekarska.
Przeniesiona Madonna
Jeśli mowa o tym fragmencie miasta, to warto przypomnieć, że niemal na miejscu dzisiejszego hotelu stała niegdyś figura Matki Bożej z Dzieciątkiem. Stała tak długo, że trudno ustalić jej pochodzenie, autora i dokładne lata powstania. Przypuszczenia są takie, że może pochodzić z XVIII w., na co wskazuje barokowo-klasycystyczny styl. Kilkadziesiąt lat temu, jeszcze w czasach PRL, figurę przeniesiono bliżej cmentarza parafialnego i teraz Madonna z Dzieciątkiem spogląda z góry na tę historyczną nekropolię. Kilka lat temu poddano ją renowacji, ale szczerze mówiąc, tak piękny zabytek zasługuje na lepsze wyeksponowanie.
- Z dzieciństwa pamiętam, jak przechodzący tamtędy ludzie zatrzymywali się, klękali, bo to było wyjątkowe miejsce, zawsze ozdobione kwiatami i zadbane – wspomina pan Stanisław. - Później, w latach 80, w miejscu dzisiejszego hotelu Chopin, PSS „Społem” wybudowała ogromny pawilon pod nazwą Supersam. To był chyba pierwszy tak duży market wielobranżowy. Nie postał jednak długo. Którejś nocy spłonął doszczętnie razem z towarem. Została właściwie tylko zniszczona posadzka. Dużo było wtedy plotek i domysłów o przyczynach pożaru. Niektórzy twierdzili nawet, że to kara za przeniesienie figury Madonny – dodaje nasz rozmówca. - Ale oficjalna wersja mówi o zapaleniu się instalacji elektrycznej.
Jolanta Śmielak-Sosnowska
Grunty pod budowę Szkoły Powszechnej, dziś SP nr 1, pozyskano od rodziny Garbolewskich
Kilka lat temu figura została poddana gruntownej renowacji
Tak o budynku partii Ziemia Sochaczewska pisała w grudniu 1990 roku