To już całe stado - rozmowa z Dawidem Juskowiakiem
Z Dawidem Juskowiakiem, prezesem i twórcą Rysi Sochaczew, klubu, który w dwa sezony zdobył serca kibiców, awansował do II ligi i przyciągnął na trybuny nawet prezesa PZPN Michała Listkiewicza, rozmawia Sebastian Stępień.

Na początku pytanie, które musi paść. Czujecie jeszcze euforię po tym awansie?
Oj tak. Chociaż już zaczyna ją trochę wypierać myślenie organizacyjne, bo druga liga to nie tylko lepsze drużyny, ale też konkretne wymagania formalne. Ale jeśli chodzi o samą radość z awansu, to ona była ogromna i myślę, że wciąż w nas siedzi. Wygraliśmy wszystko, co było do wygrania – trzy mecze w półfinale, trzy w finale, wszystkie bardzo pewnie. Nasza przewaga nie budziła wątpliwości. Pokonaliśmy bardzo silne drużyny, które mają doświadczenie, historię, takie jak Siarka Tarnobrzeg, która jeszcze kilka lat temu grała w Ekstraklasie.
Wasze mecze w Sochaczewie przypominały mini festiwale. Pełna hala, oprawa jak z najwyższych lig, konkursy, muzyka. I jeszcze Michał Listkiewicz na trybunach. Jak to się stało?
To wszystko nie było przypadkiem. Od samego początku przyjęliśmy zasadę, że mecz ma być widowiskiem. Kibic ma nie tylko obejrzeć mecz, ale poczuć się częścią wydarzenia. Mamy prezentację zawodników z ciemną halą i światłami, konkursy z nagrodami, muzykę. Budujemy atmosferę, która przyciąga nie tylko fanów koszykówki, ale też całe rodziny, dzieci, osoby przypadkowe, które po prostu szukają ciekawej formy spędzenia wieczoru. I to działa.
A Michał Listkiewicz?
Zobaczył nas w internecie. Naprawdę. Zaczęło się od tego, że natrafił na nasze posty na Facebooku. Zaczął je komentować, udostępniać. Później napisał do nas wiadomość. I w końcu – ku naszemu zaskoczeniu – przyjechał. Po wszystkim powiedział, że dawno nie widział takiej atmosfery, nawet w wyższych ligach. To było dla nas ogromne wyróżnienie.
To ile osób przychodzi na mecze?
Rekord to 450 osób – w hali, która według przepisów mieści właśnie tyle. Mamy najwyższą frekwencję w całej trzeciej lidze. Z moich informacji wynika, że również w drugiej lidze. Zdarzały się mecze, że ludzie stali, bo nie było już miejsc siedzących. Co więcej, kibice jeżdżą z nami na wyjazdy. Sponsorzy widzą, że coś się tutaj dzieje. My też od początku stawialiśmy na jakość – nie tylko sportową, ale i marketingową. Chcemy, żeby Rysie były marką, a nie tylko drużyną koszykarską. Dziś mamy kilkunastu sponsorów, a rozmowy trwają z kolejnymi. Widzą wartość, widzą emocje, widzą potencjał, a my staramy się jak najlepiej reklamować ich biznesy.
No właśnie – druga liga to również większe wydatki. Co was teraz czeka?
Druga liga to inne realia. Już samo uzyskanie licencji wymaga udokumentowania budżetu na poziomie 400 tysięcy złotych. To nie są żarty. PZKosz pilnuje tych wymogów, bo zdarzały się przypadki, że kluby nie dojeżdżały do końca sezonu. My tego chcemy uniknąć. Dlatego działamy od razu, bez czekania. Spotkania z potencjalnymi sponsorami trwają, mamy też wsparcie z samorządu. Chcemy stworzyć pakiety sponsorskie na wyższym poziomie – z konkretną ekspozycją, realnym zasięgiem i wartościowym produktem. Zainteresowanych zapraszam do kontaktu z nami.
A co z biletami? Wiele osób pyta, czy wejście nadal będzie darmowe?
Na ten moment nie planujemy wprowadzać biletów. Utrzymamy darmowy wstęp, bo to była nasza filozofia od początku – koszykówka dostępna dla każdego. W hali będzie puszka z „cegiełkami” – kto chce, dorzuca się. Nie zamykamy drzwi przed nikim. Są ludzie, którzy przychodzą z całą rodziną. Dzieci bawią się, rodzice oglądają mecz, wszyscy wychodzą zadowoleni. Tego nie chcemy zmieniać.
Od początku podkreślacie, że klub to nie tylko drużyna, ale też struktura. Macie zarejestrowane stowarzyszenie, zarząd. Jak to wygląda od kuchni?
Działamy w ramach stowarzyszenia. Mamy trzyosobowy zarząd, komisję rewizyjną. Wszystko zgodnie z przepisami. To daje przejrzystość, wiarygodność i formalną podstawę do rozmów o dotacjach czy sponsoringu. Na razie nie mamy dyrektora sportowego – nie ma takiej potrzeby. Mamy jasny podział obowiązków, a wszystkie decyzje podejmujemy wspólnie. Pracujemy całkowicie pro bono – nikt z nas nie bierze pieniędzy. Robimy to z pasji i chęci zbudowania czegoś trwałego.
A transfery? Kto decyduje?
Głównie ja – mam dobre kontakty w środowisku. Ale zawsze konsultuję wszystko z trenerem i resztą zarządu. Najlepszy przykład to Artur Pabianek, zawodnik z przeszłością ekstraklasową i pierwszoligową. Już 1,5 roku temu próbowałem go ściągnąć, ale wtedy się nie udało. W grudniu wróciliśmy do rozmów. Po jednej rozmowie telefonicznej powiedział: dobra, jadę. Dwa dni później był już na treningu. Świetny człowiek, kapitalny zawodnik. Idealnie pasuje do naszej drużyny.
Wróćmy na chwilę do Ciebie. Zostałeś wybrany działaczem roku przez społeczność sportową. To chyba duże wyróżnienie?
Ogromne. Zwłaszcza, że w tej kategorii byli ludzie z wieloletnim doświadczeniem – niektórzy działają w sochaczewskim sporcie 20–30 lat. A my? Półtora roku pracy, jedno stowarzyszenie, garstka zapaleńców. I nagle dostajemy taką wiadomość. To pokazuje, że ludzie widzą, co robimy. Że to nie jest jednorazowy wyskok, ale coś, co ma potencjał. Czuję odpowiedzialność, ale też dumę.
Pytanie o młodzież – macie akademię?
Tak. Od początku istnienia Rysi prowadzimy zajęcia dla dzieci do 9. roku życia. Nie chcemy na tę chwilę wchodzić w wiek 12–13 lat, bo wtedy często jest już za późno żeby wyrobić nawyki techniczne. Zależy nam na pracy u podstaw. Akademia to nasza inwestycja w przyszłość. Chcemy, żeby za kilka lat nasi wychowankowie grali w pierwszym zespole. Dziś mamy około 40 dzieci. Treningi prowadzi Przemek Woromiej, świetny człowiek, sędzia, nasz zawodnik. Ogarnia to z pasją i sercem.
A ilu lokalnych zawodników macie w składzie?
Sześciu. I nie zamierzamy z tego rezygnować. Ludzie chcą oglądać swoich. Marcin Majewski to najlepszy przykład – ma 44 lata i jest naszym liderem w szatni. Gość wychowany na koszykówce ulicznej, który stał się symbolem Rysi. Takie historie mają ogromną wartość.
To na koniec – co będzie sukcesem w sezonie 2025/2026?
Utrzymanie w drugiej lidze. Realny, spokojny cel. Nie chcemy szarżować. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, jeśli zamkniemy budżet i zrealizujemy dwa planowane transfery – może powalczymy o play-offy. Ale najważniejsze to zbudować stabilność. Zakorzenić się w tej lidze. Budujemy coś na lata, nie na jeden sezon.
Czyli to już nie są pojedyncze Rysie. To jest całe stado? (śmiech)
Dokładnie. I rośnie z miesiąca na miesiąc.