Most to dopiero początek
Ze Stanisławem Kwiatkowskim spacer po Sochaczewie
Wiosenne dni zachęcają do spacerów, dlatego wracamy z panem Stanisławem Kwiatkowskim na ulice Sochaczewa, aby powspominać wygląd dawnego miasta i jego mieszkańców. Spotkanie miało dotyczyć ul. Warszawskiej, ale przeistoczyło się w długą opowieść o moście, dawnych zabudowaniach kościelnych i podzamczu.

Kto dziś pamięta powojenne budynki kościelne, duży sad poniżej skarpy, tam gdzie dziś znajduje się parafialny Ogród Zadumy, i czterech mężczyzn wydobywających z rzeki żwir. To wszystko przypomnimy w dzisiejszym odcinku opowieści.
Sad ks. Konowrockiego
Spacer rozpoczynamy w miejscu, gdzie swój przyczółek ma most, a więc na początku ul. Warszawskiej. Po obu stronach mamy skarpę rzeczną, która przesunęła się w kierunku Bzury na skutek wypłaszczania terenu na jej wysokim brzegu.
- Chodzi o to, że po wojnie, podczas budowy nowego kościoła a także zabudowań po drugiej stronie ulicy, zwały ziemi były spychane w stronę rzeki, dzięki czemu skarpa się powiększała, a uzyskany w ten sposób teren był wykorzystywany pod zabudowę – tłumaczy Stanisław Kwiatkowski. – Tam, gdzie ks. proboszcz Żądło stworzył Ogród Zadumy, kiedyś był sad, swoje powstanie zawdzięczający ks. Henrykowi Konowrockiemu, który posadził tam wiele jabłoni. Był także staw, zachowany do dziś jako oczko wodne. Podczas wiosennych roztopów Bzura przybierała, a wtedy ten mały zbiornik tworzył duże rozlewisko.
Być może w tym sadzie za kościołem kryje się pochodzenie opowieści o chłopięcych wyprawach na jabłka z księżego ogrodu. Mój rozmówca twierdzi, że jego to nie dotyczy, bo, co prawda, sad powstawał w latach 1950-60, ale drzewa musiały mieć czas, żeby urosnąć i zacząć owocować. Wtedy był już dorosły, ale młodsi – bardzo możliwe.
Zanim zbudowano kościół
Stanisław Kwiatkowski przypomina, że w 1947 r. na gruzach starego kościoła powstała duża kaplica. Obok niej, od strony ul. Warszawskiej, postawiono sporych rozmiarów barak, w którym mieściła się sala katechetyczna, mała biblioteka i mieszkał organista – pan Wojciechowski.
- Jako dziecko byłem ministrantem, pamiętam jak na placu między kaplicą a barakiem graliśmy w piłkę z księdzem Stasiakiem. Natomiast we wspomnianym baraku odbywały się próby chóru kościelnego, różne spotkania, uroczystości. Ja zapamiętałem jasełka, w których występowałem i mam nawet zdjęcie z tego przedstawienia. Za kaplicą, na skarpie, powstała drewniana dzwonnica. Umieszczono tam dwa dzwony. Czasami kościelny, pan Lutyński, pozwalał starszym chłopakom pociągać za liny, aby rozbujać dzwony. Wtedy ich dźwięk rozchodził się na całe miasto. Do czasu wybudowania kaplicy msze św. odbywały się w Powiatowym Domu Kultury (obecnie siedziba banku PKO SA przy ul. 1 Maja) i, o ile dobrze pamiętam, w remizie strażackiej – wspomina pan Stanisław.
W 1959 r., po wielu staraniach w urzędach państwowych, ówczesny proboszcz ks. Zygmunt Dejciński otrzymał zgodę na budowę nowego kościoła. Jeszcze w tym samym roku ruszyły wykopy pod fundamenty nowej świątyni. Budowa oraz prace wykończeniowe trwały długo, bo w czasach PRL władze wszelkimi sposobami utrudniały wydawanie odpowiednich decyzji, przydział materiałów budowlanych, przy byle okazji próbowały zatrzymać budowę. Ostatecznie jednak, m.in. dzięki ogromnemu zaangażowaniu rzemieślników i zwykłych mieszkańców, którzy pracowali społecznie przy budowie, wspierali ją finansowo i pomagali rozwiązywać trudne problemy, w 1970 r. miała miejsce konsekracja kościoła. Dokonał jej wielki orędownik sochaczewskiej świątyni, kardynał Stefan Wyszyński, który już wcześniej odwiedzał teren budowy, doradzał i wspierał jej budowniczych.
Żwir prosto z rzeki
Tymczasem po drugiej stronie ul. Warszawskiej, nad Bzurą, toczyło się codzienne pracowite życie. Nad samą rzeką, w miejscu, gdzie obecnie dociera ostatnie betonowe zakole Strefy Aktywności na bulwarach, ulokowali się żwirarze. Jeszcze wiele lat po wojnie żwir, który wydobywali z wody niedaleko mostu, cieszył się dużym wzięciem u mieszkańców. Wykorzystywali go do budowy fundamentów, podmurówek, do tynkowania ścian.
- W dzieciństwie mieszkałem na Rozlazłowie. Kiedy zacząłem chodzić do szkoły, często wraz z kolegami skracaliśmy sobie drogę. Najpierw wbiegaliśmy na schodki prowadzące zza rzeki na most i po przejściu na drugą stronę, schodziliśmy takimi samymi schodami na drugi brzeg. Wtedy przyglądaliśmy się pracy czterech mężczyzn wydobywających z rzeki żwir – opowiada Stanisław Kwiatkowski. – Każdy z nich miał duże metalowe wiadro, tyle że z podziurawionym dnem i bokami, żeby woda obciekała. Do tego długi drąg zakończony hakiem, który zaczepiali o pałąk kubła. W ten sposób zanurzali wiadro, szorowali nim po dnie rzeki, a potem wyciągali na brzeg. Każdy miał swoją pryzmę, na którą wyrzucał złowiony żwir. Chętnych do kupna nie brakowało. Do dziś pamiętam nazwiska trzech mężczyzn, byli to panowie Danecki, Stawczyk i Dukalewski, z którego synem Zdziśkiem chodziłem do szkoły. Czwartego nie pamiętam. Zapewne była to ciężka praca, ale i zarobek pojawiał się od razu. Pieniądze szły z ręki do ręki, bez podatków, kas fiskalnych i tłumaczenia, że rzeka to dobro wspólne. Dzisiaj nie do pomyślenia.
Dalsza droga do szkoły nr 1 prowadziła obok zamku, dalej koło obecnego sanepidu, do ul. Traugutta. Kiedy padało i ziemia rozmiękła, mały Staś i jego koledzy nie schodzili nad Bzurę, musieli iść dłuższą drogą, przez park. W latach 50. ubiegłego wieku chętnie korzystali z nielegalnego przejścia pod ul. Traugutta, wzdłuż strumienia, którego przebieg uregulowano w dużych studziennych kręgach. Mogli się tamtędy przemknąć tylko mali chłopcy, dla dorosłych był zbyt ciasny. Wychodzili na wysokości obecnego hotelu Chopin, a stamtąd mieli już kilka kroków do tzw. białej szkoły. Dzisiaj to ulica prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego.
Wspomnieniowy spacer z moim rozmówcą przyniósł wiele innych ciekawych historii. Napiszemy o nich w kolejnym odcinku.
Zdjęcia pochodzą z domowego archiwum Stanisława Kwiatkowskiego
Jolanta Śmielak-Sosnowska
Przedwojenny kościół z plebanią i widoczną figurą Chrystusa Zmartwychwstałego rok 1939
Most drewniany na rzece Bzurze. Lata 60 XX wieku, w tle budowa nowego kościoła. Wyścig kolarski z udziałem kuzyna Stanisława Kwiatkowskiego
Jasełka, przełom lat 1953 i 1954. Barak między ulicą Warszawską a kościołem. Jednym z występujących jest Stanisław Kwiatkowski
Obecny plac św. Dominika, w tle budowa kościoła w Sochaczewie. 10 czerwca 1965 rok
Nowy most na Bzurze maj 1965 rok
Stanisław Kwiatkowski na moście, marzec 2025