Jako burmistrz uważnie wsłuchuję się w głos każdego mieszkańca
Minęło pół roku. W maju Daniel Janiak objął urząd Burmistrza Miasta Sochaczew. O początku kadencji, stanie finansów miasta, pomyśle na funkcjonowanie samorządu, realizacji obietnic wyborczych rozmawia Sebastian Stępień.
Nie miał pan dużo czasu na przygotowanie się do nowej roli i nowych wyzwań. Jak został pan przyjęty w ratuszu?
Pracowałem wcześniej w urzędzie, więc nie miałem problemu, by od razu rozpocząć współpracę z urzędnikami. Poczułem się bardzo dobrze przyjęty i od samego początku współpraca się układa. Niestety od razu odniosłem wrażenie, że liczba nierozwiązanych problemów mieszkańców Sochaczewa jest bardzo duża, dlatego zdecydowałem, że nie będę przyjmował interesantów jeden dzień w tygodniu, a każdego dnia. Osoby, których problemy wydawały się albo zbyt błahe, albo nierozwiązywalne w kadencji mojego poprzednika, przychodziły do mnie z ogromnymi nadziejami, dlatego za punkt honoru postawiłem sobie, by ich nie zawieść. Często chodzi o drobne, proste sprawy, jak postawienie ławki, dziura w drodze czy pomalowanie klatki schodowej w budynku komunalnym. Nie przez przypadek od początku mojej kadencji przy ulicach pojawiają się nowe ławki - miejsca odpoczynku. Jeśli ktoś zauważy, że np. kosz na śmieci znajduje się zbyt blisko miejsca pamięci, nie trzeba skomplikowanej procedury administracyjnej, żeby na jego prośbę ten kosz przesunąć.
A zdarzyły się jakieś poważniejsze problemy?
Zaskoczyła mnie bierność w sprawie hałdy węgla należącego do miasta. Nie dowierzałam, że taka sytuacja może mieć miejsce. Natychmiast z moim zastępcą Stanisławem Wachowskim przystąpiliśmy do rozwiązania tego problemu. Może w social mediach wyglądało to na szybkie i proste, ale tak nie było. Samorząd nie mógł węgla sprzedać poniżej ceny, za jaką go pozyskał. Nie trzeba chyba mówić, że jego cena była wówczas wysoka, bo trafił do Sochaczewa, kiedy opału brakowało na rynku. Trzeba pamiętać, że węgiel leżący na hałdzie z każdym rokiem traci na kaloryczności, dlatego prężnie szukaliśmy firm, kotłowni, szklarni - musieliśmy znaleźć wielu nabywców. Wymagało to intensywnych zabiegów, poświęcenia czasu, często zostawania po godzinach w pracy, ale dzięki temu do budżetu wpłynęło 240 tysięcy, które poprzednicy chyba spisali już na straty.
Od burmistrza mieszkańcy oczekują czegoś więcej - by na miasto patrzył jak na całość, składał wnioski o dotacje unijne i rządowe, szukał inwestorów.
I robię to każdego dnia. Od początku urzędowania postawiłem sobie za punkt honoru sprowadzenie do Sochaczewa inwestorów, przedstawicieli dużego biznesu. Odbywam wiele spotkań, podczas których prezentuję nasze miasto jako znakomite miejsce do inwestycji, bo z racji wielkości i położenia oczywiście nim jest. W ostatnich latach nasze miasto przespało punkt pikowy zainteresowania inwestycjami w naszym kraju, dlatego staram się to nadgonić. Czuwam nad przygotowaniem jasno nakreślonej oferty, żeby przedsiębiorcy wiedzieli o Sochaczewie i się nim zainteresowali. Odbyłem już niejedną rozmowę z dyrektorami firm, ale też osobami, które zajmują się w nich ekspansją, wyszukiwaniem nowych terenów inwestycyjnych. Z naszej strony, z naczelnikami kluczowych wydziałów, przeprowadziliśmy szczegółową analizę możliwości naszego miasta. Może nie wszystkie tereny, które wskazaliśmy, znajdują się w zasobach miasta, ale w przypadku gruntów prywatnych deklaruję gotowość do bycia pośrednikiem między ich właścicielami, a inwestorami. Czas wreszcie wykorzystać nasz olbrzymi potencjał, który jeszcze zwiększą dwie potężne inwestycje - projektowana trasa S50 mająca przebiegać tuż obok miasta oraz Centralny Port Komunikacyjny, budowany ledwie 11 km od Sochaczewa.
Mówimy o logistyce, kolejnych magazynach, czy innych branżach?
Nie tylko o transporcie czy logistyce, ale również o produkcji. Sochaczew dysponuje olbrzymią bazą specjalistów, którzy na co dzień dojeżdżają do pracy w Warszawie. Z pewnością wielu z nich chętnie podjęłoby pracę na miejscu. Gdzie tylko mogę, ręczę, zachęcam, promuję miasto i przekonuję, że każdy, kto będzie chciał zainwestować na tej ziemi, może liczyć na wszelkie możliwe wsparcie, jakiego jesteśmy w stanie udzielić.
Za pana słowami kryje się już jakiś konkret?
Takie działania lubią ciszę. Spotkałem się z przedstawicielami dużych firm, ale to zawsze są rozmowy długofalowe, więc za wcześnie, by mówić o szczegółach. Ich zarządy nie podejmują decyzji po jednym czy dwóch spotkaniach. Dokładnie badają lokalny rynek pracy, stawki podatków i wiele innych czynników. Podejmują decyzje na podstawie szczegółowych analiz.
Wróćmy do pierwszych dni pana urzędowania. Pojawiło się coś szczególnie zaskakującego?
Przede wszystkim zaskoczyła mnie kondycja finansowa miasta. Z informacji podawanych w mediach wynikało, że jest na przyzwoitym poziomie.
Poprzednicy mijali się z prawdą?
Nie mnie oceniać, czy to prawda, czy kłamstwo, i co mieli na myśli mówiąc, że jest super. Może brali pod uwagę inne aspekty. Natomiast w tych obszarach, które są dla mnie ważne, widać duże braki finansowe. Po pierwsze zastałem wielomilionową dziurę w wynagrodzeniach nauczycieli. Mieszkańcy bacznie obserwujący moje działania na pewno zauważyli, że już na czerwcowej sesji rady udało się zwiększyć pulę na wynagrodzenia w oświacie o 6 mln zł, a to są dwa miesiące płac. Miesięcznie na wynagrodzenia w szkołach i przedszkolach potrzeba trzech milionów złotych. Chciałbym, aby to wybrzmiało. Mimo że do oświaty dołożyliśmy już kilkanaście milionów złotych, nadal brakuje ok. 11 milionów, żeby zabezpieczyć funkcjonowanie miejskich szkół. Duże problemy były też w Zakładzie Komunikacji Miejskiej, gdzie potrzeba pieniędzy na zakup paliwa, energii elektrycznej czy na podniesienie wynagrodzeń kierowców. Na początku września, na sesji rady miasta, poprosiłem dyrektorów naszych instytucji o przedstawienie sytuacji finansowej. Myślę, że to był najlepszy raport otwarcia mojej kadencji. Duże braki zgłaszały wszystkie jednostki kultury, sportu, pomocy społecznej, oświata, zakłady komunalne. Wiele dziur finansowych udało się już do pewnego stopnia załatać, niestety nie wszystkie. Na przykład w Sochaczewskim Centrum Kultury do 24 października brakowało 380 tys. zł, żeby zamknąć rok. I to tylko dzięki wprowadzeniu w tej jednostce olbrzymich oszczędności, bo w maju było to 650 tys. zł. Na ostatniej sesji wsparliśmy SCK kwotą 160 tys. zł, więc na tę chwilę brakuje jeszcze 220 tys. zł, aby centrum kultury spokojnie zamknęło rok budżetowy.
Mówimy tylko o wynagrodzeniach, czy także o bieżącym funkcjonowaniu tych jednostek?
Jedno i drugie. Mogłem pozwolić, by w jednostkach doszło do mocnej redukcji etatów. Zdecydowałem jednak, że trzeba chronić ludzi, ich miejsca pracy, szukać pieniędzy.
Skoro mówimy o redukcjach - w kampanii wyborczej pojawiła się plotka, że przyjdzie pan do ratusza z listą kilkudziesięciu osób do zwolnienia.
Wolę się nie domyślać, kto rozsiewał takie plotki. Nikogo nie zwolniłem, bo uważam, że każdy powinien mieć carte blanche. Trzeba rozpocząć z nim współpracę, poznać, jakim jest pracownikiem i za jakiś czas, usiąść, porozmawiać, czy współpraca układa się dobrze, czy trzeba poszukać innych rozwiązań.
Wracając do nieciekawej kondycji finansowej samorządu, jaką pan zastał, czy będzie nas stać na kontynuację ogromnych inwestycji, jak modernizacja stadionu czy budowa zakładu geotermalnego i jednocześnie realizowanie nowych pomysłów?
Bronimy tego, na co mamy promesy. W sytuacjach, gdy otwieramy przetarg i widzimy, że kwoty są większe niż zakładano w budżecie, szukamy rozwiązań, np. możemy ogłosić kolejny przetarg i liczyć, że w drugim postępowaniu oferty będą niższe. Wraz z moim zespołem szukamy też dotacji zewnętrznych, składamy wnioski, na przykład ostatnio o 2,2 mln zł na termomodernizację budynków komunalnych, o 5,9 mln zł na nowe autobusy elektryczne, albo o przeszło 2 mln zł na remont ulicy Kolejowej. Jeśli chodzi o moje obietnice wyborcze, mam ich pełną listę i codziennie do niej zaglądam. Stawiam plusy przy tych, które udało się zrealizować.
Dużo jest tych plusów?
Jak na zaledwie kilka miesięcy urzędowania, nie mam się czego wstydzić. Tak jak obiecałem, Sochaczew prowadzi akcję sadzenia drzew. Po placu Kościuszki kolejne dwa pojawiły się na początku października przy ul. 1 Maja. Za chwilę, 9 listopada, pojawi się 29 kolejnych. Będą nosiły imiona sochaczewskich dzieci i rosły razem z nimi. Obejmując urząd od razu zadbałem, by Dni Sochaczewa wróciły do tak lubianej przez mieszkańców formuły. Nie chciałem czekać do przyszłego roku, żeby, zgodnie z jednym z moich wyborczych haseł, dni były „takie jak dawniej”. Otworzyłem urząd dla interesantów. Dbam o rozwój atrakcyjnych miejsc dla młodych - doprowadziłem do końca budowę Krainy Przygód i Strefy Aktywności, w przyszłym roku powstanie wodny plac zabaw. Pojawi się nowe, energooszczędne i wydajniejsze oświetlenie uliczne. Jedną z pierwszych decyzji przywróciłem postój krwiobusu na placu Kościuszki. Dzięki wsparciu, które płynie do Rodzinnych Ogrodów Działkowych, te z każdym dniem pięknieją. Po niespełna pół roku zbliżam się do wypełnienia jednej trzeciej programu wyborczego.
Zostało między innymi zadaszenie amfiteatru i poziomowy parking.
Mam to na liście rzeczy do zrobienia, tak jak remont hali przy Kusocińskiego, budynek dla organizacji pozarządowych czy tereny rekreacyjne nad zalewem. Budynek przy ul. 1 Maja trafi w ręce stowarzyszeń, gdy postanie nowy budynek sądu przy ul. Olimpijskiej. Jego budowa prowadzona jest przez władze centralne. Naprawdę wszystkie obietnice spełniam najszybciej jak to możliwe, ale nie zawsze wszystko zależy ode mnie.
Przy wymienianiu zrealizowanych obietnic nie wspomniał pan o WSC Festiwalu, który okazał się olbrzymim sukcesem.
Jestem bardzo szczęśliwy, że ten pomysł wypalił. Bardzo cieszę się też, że w realizację zaangażowany był nie tylko samorząd, ale też różne firmy zdecydowały się na jego współfinansowanie. Cieszy mnie też ogromny, pozytywny odzew uczestników, dlatego już teraz mogę zapowiedzieć, że przyszłoroczna edycja będzie trzydniowa. Ostatniego dnia wystąpią zespoły wybrane przez mieszkańców miasta. Planujemy też otwarcie pola namiotowego dla tych festiwalowiczów, którym nie uda się skorzystać z bazy noclegowej w Sochaczewie i okolicach. Docelowo WSC Festiwal będzie jednym z większych tego typu wydarzeń na Mazowszu, a może
i w Polsce. To głównie dzięki zaangażowaniu firm z Sochaczewa i okolic. Okazało się, że są otwarte na współpracę i przy odpowiednim podejściu, chętnie wspierają takie wydarzenia. Podobny model będę wdrażał przy wszystkich miejskich imprezach, jak choćby dorocznych Dniach Sochaczewa.
Mówiąc o pomysłach, teraz będą realizowane tylko te burmistrza? W tym roku mieszkańcy nie mogli wypowiedzieć się na temat swoich potrzeb za pośrednictwem Sochaczewskiego Budżetu Obywatelskiego.
Powtórzę kolejny raz - niestety moi poprzednicy nie wykonali odpowiednich kroków, które są niezbędne do uruchomienia nowej edycji budżetu obywatelskiego. By skutecznie ruszył, konkretne działania powinni wykonać w lutym, najpóźniej w marcu. Tylko wtedy udałoby się przeprowadzić wszystkie niezbędne procedury opisane w harmonogramie SBO. Chcę te procedury poprawić i wyeliminować sytuacje, które w poprzednich edycjach wręcz zniechęcały sochaczewian do brania w nim udziału. Sam w poprzednich latach zgłosiłem do SBO wiele pomysłów. Część z nich doczekała się realizacji, dlatego jestem entuzjastą budżetu partycypacyjnego i zapewniam, że SBO powróci w kolejnych latach, w nieco zmienionej formule. W lepszej i uczciwszej formie.
Wszystkie te przedsięwzięcia są możliwe przy dobrej współpracy burmistrza z radą miasta. Jak ją pan ocenia?
Często spotykamy się, rozmawiam, zarówno z radnymi koalicji, jak i opozycji. Nie tylko na sesji. Radni zgłaszają swoje pomysły i problemy, sprawy z jakimi przychodzą do nich mieszkańcy dzielnic i osiedli.
I za to chcę wszystkim radnym podziękować, że bez względu na przynależność klubową sumiennie reprezentują swoich mieszkańców. Ale też za to, że potrafimy rozmawiać i darzymy się szacunkiem. Dla mnie są kwestie, które nie mają metek partyjnych, dlatego wierzę, że ta kadencja pokaże, iż wszyscy, mimo różnic, będziemy potrafili współpracować dla dobra mieszkańców. Jeszcze raz dziękuję popierającym mnie radnym z klubów Łączy nas Sochaczew i Prawo i Sprawiedliwość. Liczę także na dobrą współpracę z radnymi z Koalicji Obywatelskiej.
Widać, że mocno stawia pan też na współpracę z młodzieżową radą miasta. To ciało przestaje być traktowane jak zło konieczne.
Tak, postawiłem na kontakt z tym ciekawym świata, pełnym energii gremium. Okazuje się, że młodzi chcą działać, interesują się sprawami samorządu. To świetna młodzież. Wystarczy poświęcić im trochę uwagi, żeby się o tym przekonać. Może w ich gronie jest kolejny burmistrz Sochaczewa? Ale nie zapominam o drugim biegunie struktury demograficznej. Bardzo dobrze współpracuje mi się z Sochaczewską Radą Seniorów. Wspólnie planujemy działania, które jeszcze bardziej zaktywizują tę grupę społeczną. Zresztą, jako burmistrz jestem otwarty na współpracę z każdą organizacją. Wsłuchuję się w głos młodych, głos seniorów, jak i opinię każdego mieszkańca Sochaczewa.
Wróćmy do prozy życia. Niedawno weszły w życie nowe zasady gospodarowania odpadami, co wiązało się ze zmianą stawek opłat.
Po pierwsze, przy wysokiej inflacji, systematycznie rosnącej płacy minimalnej, nie dało się dłużej utrzymywać poprzedniej stawki. Po drugie, od października wiele zyskaliśmy - wróciły oczekiwane przez mieszkańców zbiórki gabarytów, częściej odbierane jest szkło, a od stycznia dojdą jeszcze pojemniki i worki na nową frakcję, czyli tekstylia. Usługa jest teraz bardziej kompleksowa i, nawet po nieuniknionej korekcie, sochaczewskie stawki są bardzo konkurencyjne na tle innych miast. Każdy może sprawdzić, jakie opłaty funkcjonują w innych samorządach. Co do gabarytów, mieszkańcy zgłaszali do mnie problem, że godziny pracy PSZOK i sposób, w jaki należy tam dostarczać odpady, bardzo uprzykrzają życie. Dotyczyło to zwłaszcza osób starszych i nie mogłem być na to obojętny. Stąd powrót zbiórek gabarytów.
Pana doba ma chyba więcej niż 24 godziny. Od początku kadencji widać częste i bliskie spotkania z mieszkańcami, obecność na wielu wydarzeniach. Skąd pan bierze na to czas?
Mówiłem w kampanii, że będę zawsze blisko ludzi, z mieszkańcami. To znakomita możliwość, by porozmawiać z nimi w swobodnej atmosferze, usłyszeć uwagi, dowiedzieć się o problemach do rozwiązania. Bywanie na takich imprezach daje mi też możliwość jeszcze lepszego poznania organizatorów danego wydarzenia i docenienia ich pracy. Dlatego nie szkoda mi na to czasu. W tym miejscu, za anielską cierpliwość chciałbym gorąco podziękować mojej wspaniałej żonie Ani.
Szczególnie latem testuje pan cierpliwość żony, gdy miasto organizuje koncerty, pikniki na placach zabaw, czy piłkarską strefę kibica, o której mówiły nawet ogólnopolskie media.
Do organizacji wydarzeń kulturalnych i sportowych podszedłem trochę inaczej niż poprzednicy. Z uwagi na dbałość o miejskie finanse staram się do organizacji imprez zapraszać lokalne podmioty gospodarcze. To nie tylko ulga dla miejskiego budżetu, ale też budowanie współpracy między samorządem a przedsiębiorcami. Dla nich to dobra okazja do budowania, marki. Co do wydarzenia o którym pan wspomniał, cieszę się, że piłkarska strefa kibica, mimo wyniku reprezentacji, okazała się strzałem w dziesiątkę.
Gorzej wyglądało zainteresowanie siatkarską strefą kibica.
Gdy rozmawiałem z firmami, od początku mówiliśmy o dwóch strefach - piłkarskiej i siatkarskiej. Rzeczywiście ta druga, nawet podczas meczu finałowego, w którym wystąpili przecież Polacy, nie cieszyła się takim zainteresowaniem, jak piłkarska. Jednak gdybyśmy jej nie zorganizowali, nie przekonalibyśmy się o tym. Nie wszystko się udaje, a ja nie mam zamiaru uprawiać propagandy sukcesu. Jeśli coś nie wyjdzie, nie mam problemu, żeby głośno o tym powiedzieć.
Wszystkie polskie samorządy pracują obecnie nad budżetami na 2025 rok. Jaki będzie przyszłoroczny budżet Sochaczewa?
Oszczędny, podobnie jak plany podległych jednostek, ponieważ lepiej wypracować sobie nadwyżki i potem nimi gospodarować, niż, tak jak to ma miejsce obecnie, łatać dziury. Na pewno będę się starał, by nie iść na łatwiznę i nie uzupełniać budżetu kredytami. Wolę podjąć się wyzwań, takich jak choćby znalezienie inwestorów, czy ściągnięcie 17 mln zł zaległości podatkowych, jakie mieszkańcy mają wobec miasta. Powierzono mi olbrzymią odpowiedzialność, w tym dbanie o funkcjonowanie miejskich finansów. Dlatego dołożę starań, żeby te pieniądze trafiły tam, gdzie powinny, czyli do budżetu. W końcu na budżet składamy się wszyscy i w większości mieszkańcy robią to rzetelnie. Uczciwi nie mogą ponosić konsekwencji tego, że niektórzy nie podchodzą do swoich zobowiązań odpowiedzialnie.
Jednak miasto znów zaciąga zobowiązania. Zapadła decyzja o wyemitowaniu obligacji na kwotę 6,9 mln zł.
Ta decyzja zapadła 19 grudnia ubiegłego roku. Kalendarz wyborczy sprawił, że znalazłem się w tej niewygodnej sytuacji i pracuję na budżecie przygotowanym przez poprzednie władze. Robię jednak, co mogę, aby poprawiać sytuację, racjonalizuję wydatki, wprowadzam oszczędności. Po pół roku mojego urzędowania wskaźnik zadłużenia miasta spadł z 23,1 proc. do rekordowo niskiego poziomu 20 proc. Średni wskaźnik zadłużenia dla polskich samorządów to blisko 30 proc.
Dziękuję za rozmowę.