{index_ob_css}{index_ob_js}

Przywracamy pamięć o POW

W centrum naszego miasta znajduje się skwer, nazwany stosunkowo niedawno placem Obrońców Sochaczewa. Wcześniej, w czasach słusznie minionych, nosił nazwę Armii Ludowej, a jeszcze wcześniej, innej formacji, której działania niepodległościowe na terenie ziemi sochaczewskiej zdążyły się pokryć grubą warstwą zapomnienia, dlatego w listopadzie, miesiącu wspomnień, warto przypomnieć o działającej w mieście i okolicach zapomnianej organizacji, którą w okresie międzywojennym uhonorowano nazwą placu - Polskiej Organizacji Wojskowej.

Zdjęcie do Przywracamy pamięć o POW

Tajna Polska Organizacja Wojskowa powstała z inicjatywy Józefa Piłsudskiego w 1914 roku, a jej działania były zwrócone głównie przeciw Rosji. Były to przede wszystkim akcje o charakterze dywersyjnym, ale działalność POW nastawiona była też na budzenie ducha narodu uśpionego długą niewolą. Organizacja objęła swym działaniem wszystkie miasta i sporą część wsi. Jej kolebką na ziemi sochaczewskiej był z początku Łowicz, dokąd skierowano w 1916 r., celem organizacji lokalnych struktur, niejakiego Franciszka Kominka, pierwszego komendanta obwodu nr IX, stanowiącego część okręgu I, obejmującego powiaty łowicki i sochaczewski. Na początku 1917 roku POW liczyło 54 członków, a obwód posiadał trzy lokalne komendy – w Łowiczu, Sochaczewie i Kadzielinie. Kominek został aresztowany 14 czerwca 1917 roku, a po jego zatrzymaniu z obwodu IX wydzielono X, sochaczewski, którego komendantem był Józef Rokicki.  Ta informacja zbiega się z relacją członka POW, Jana Wojdy, u którego Rokicki pojawił się latem 1917 roku. We wspomnieniach spisanych w 1975 roku Wojda zanotował:

„Zapytał mnie, czy zdecydowałbym się wstąpić do tej armii polskiej, która nosi nazwę Polska Organizacja Wojskowa, w skrócie POW. W związku z tym zapytałem, jakie obowiązki mnie czekają, gdybym wstąpił do niej. Wyjaśnił mi, że przede wszystkim będę obowiązany złożyć przysięgę wojskową, podać pseudonim i zachować ścisłą tajemnicę, nawet w rodzinie. W miarę możliwości będę szkolony teoretycznie z dziedziny wojskowości, a w razie mobilizacji, obowiązany będę stawić się w oznaczonym punkcie. Gdy wyraziłem na to zgodę, podaliśmy sobie ręce i poszliśmy do pokoju, gdzie złożyłem przysięgę na krzyż oraz podałem swój pseudonim ("Lech"), który sobie zanotował na maleńkiej karteczce i schował ją w przygotowaną skrytkę w ubraniu. Wtedy przedstawił mi się jako Rokicki”.

Dowództwo POW opracowało system szkoleń, które miały przysposobić jego członków w terenie do służby wojskowej. Wojda wspomina, że uczestniczył w takich kursach wraz ze swoją sekcją, w skład której wchodzili młodzi ludzie z okolic Sochaczewa, Sierzchowa, Kęszyc, Kozłowa i Żylina. Zaangażowanie było ogromne. W momencie likwidacji POW i wcielenia jej członków do Wojska Polskiego ich liczba wynosiła 180 osób. Organizacja była liczniejsza niż w pozostałych obwodach (Łowicz – 170, Skierniewice – 50, Rawa – 150, Błonie – 50, Grójec – 80).  Z list imiennych wynika, że rekrutację przeprowadzano głównie w środowisku wiejskim i robotniczym, przeważali mieszkańcy gmin Kozłów, Rybno, Chodaków i Kampinos.

W poniedziałek 11 listopada zawarto w Compiègne rozejm, który w praktyce oznaczał przegraną Cesarstwa Niemieckiego. Na wieść o tym, na terenach dawnego zaboru rosyjskiego oddziały organizowanej naprędce milicji, straż pożarna oraz członkowie POW przystąpili do rozbrajania żołnierzy niemieckich oraz przejmowania posterunków i składów aprowizacyjnych. Gdy stosowny rozkaz dotarł do obwodu sochaczewskiego, Jan Wojda wyruszył piechotą do Sochaczewa. Towarzyszył mu niejaki Obórka.

„Doszliśmy do stacji kolejowej w Sochaczewie. Nie dochodząc do samego budynku dworcowego, skręciliśmy w bok, gdzie spotkaliśmy mężczyznę wychodzącego z bramy jakiegoś domu. Widząc u nas karabin zapytał, dokąd idziemy. Rozbrajać Niemców - padła odpowiedź. W takim razie - powiedział - chodźcie ze mną, to pokażę wam, gdzie są Niemcy. (…) Sprawując się cicho, weszliśmy do sieni domu. Przygotowałem karabin do strzału, ów mężczyzna otworzył drzwi do kwatery, gdzie wszedłem. Zobaczyłem, że jeden z Niemców siedzi za stołem í coś pisze, a drugi leży w ubraniu na pryczy. Krzyknąłem Hande hoch!, bo rozumiałem co to znaczy. Wtedy Niemiec leżący na pryczy zerwał się i skoczył do karabinów, znajdujących się przy ścianie na stojakach. Już miałem pociągnąć za cyngiel, gdy siedzący przy stole żołnierz coś do tamtego zagadał po niemiecku, zatrzymał się i podniósł ręce do góry. To samo zrobił i ten pierwszy. Kazałem Obórce zabrać ich karabiny, z którymi wyszedł do sieni. Następnie poleciłem mężczyźnie, który nas przyprowadził i stał w sieni, przyglądając się, aby obszukał Niemców, czy nie mają krótkiej broni. Jednak nic nie znalazł. Wtedy dałem Niemcom znak, ażeby opuścili ręce. Wskazałem im na tornistry i inne przedmioty, aby spakowali je, co też uczynili. Gdy wszystko swoje załadowali na siebie, kazałem im wyjść. Resztę tornistrów niemieckich pozostawiliśmy na miejscu. Niemców zaprowadziliśmy do miasta. Po drodze zapytaliśmy się ludzi, gdzie gromadzą rozbrajanych Niemców. Odpowiedziano nam, że w koszarach. Było ich tam już stu kilkudziesięciu, a jeszcze sprowadzano więcej, przeważnie spoza Sochaczewa, jak np. z nadleśnictwa Kampinos i innych miejscowości.

Według raportu do Komendy Naczelnej rozbrojenie wojsk niemieckich w Sochaczewie nastąpiło na drodze porozumienia z dowództwem niemieckiego garnizonu, dokonanego za pośrednictwem komendanta obwodu oraz podporucznika Maciejowskiego. Członkowie organizacji przejęli składy z prowiantem, oraz stację kolejową. Czynny udział w odzyskiwaniu Sochaczewa brała również straż pożarna, przy czym część strażaków należy jednocześnie do POW. Ówczesny naczelnik, Wacław Przedpełski, wymienia Leopolda Janiszewskiego, Władysława Czapigo, Franciszka Drabera oraz Adama Szewczyka – nauczyciela ludowego ze wsi Wiejca, późniejszego posła na sejm z ramienia Stronnictwa Ludowego. Przytacza również pełen emocji opis wydarzeń z 11 listopada:

Godzina dwunasta w nocy. Zbiórka przed komendą, przez chwilę niemiecką, a znowu polską. Baczność!!! Szeregowiec Michał Czapigo – wystąp! Widzisz tę flagę niemiecką, powiewającą na naszej komendzie??? Czarno-biało-czerwona. Zdjąć ją! – Rozkaz naczelniku! Chorągiew zdjęta. Co robić naczelniku? Czarny pas zerwać!!! – pada rozkaz. Przy ogólnej ciszy płyną dźwięki Mazurka Dąbrowskiego. Polska chorągiew narodowa powiewa nad komendanturą w Sochaczewie, po wiekowej niewoli.

11 listopada Rada Regencyjna przekazała władzę wojskową w ręce Józefa Piłsudskiego, co wiązało się z procesem konsolidacji różnych formacji wojskowych i tworzeniem Wojska Polskiego. Oznaczało to również likwidację POW, której oddziały miały zostać wcielone do okręgowych pułków piechoty. Organizacji nie zlikwidowano od razu. Na miejscu miały pozostać garnizony liczące około 20-30 osób. Józef Rokicki, komendant POW obwodu sochaczewskiego, mianowany na podchorążego, został dowódcą jednego z okręgowych pułków piechoty, natomiast dowódcą oddziału pozostającego w Sochaczewie został plutonowy Józef Skrzesz.

„Czwartego dnia po rozbrojeniu Niemców zaczęto nas mundurować, gdyż w poniemieckim magazynie było kilkadziesiąt mundurów. Włożyliśmy więc je na siebie, lecz żeby nie uczynić nas całkowicie podobnymi do Niemców, pozostawiono nam własne czapki. Niezadługo jednak otrzymaliśmy „maciejówki” z białymi orzełkami, jakie nosili legioniści. Bodajże szóstego czy siódmego dnia po rozbrojeniu odprowadziliśmy Niemców na dworzec kolejowy, oczywiście odbierając im wszystkie przedmioty wojskowe, z wyjątkiem ubrania, które mieli na sobie. Po nadejściu pociągu załadowali się na niego i bez pożegnania odjechali skąd przybyli – wspomina Jan Wojda.

Sochaczewscy „peowiacy”, wcieleni do WP, o ile komisja lekarska nie orzekła inaczej – mieli przemaszerować przez Leszno, Janówek, Małoszyce do Modlina, by dołączyć do tamtejszego batalionu. Oddział, do którego należał Jan Wojda, trafił jednak nie tam, lecz do Jabłonnej, zaś jego żołnierze weszli w skład 1 Pułku Piechoty Legionów, który niebawem miał ruszyć na kolejną wojnę. W tym samym pułku służył podchorąży Rokicki odznaczony potem Krzyżem Niepodległości. Poległ 5 sierpnia 1920 r., a jego grób znajduje się na cmentarzu bródnowskim w Warszawie.

Sochaczew kryje jeszcze wiele zagadek i zapomnianych postaci. Postaram się przybliżyć część z nich w przygotowywanej na przyszły rok książce.

Radosław Jarosiński

Muzeum Ziemi Sochaczewskiej i Pola Bitwy nad Bzurą

Źródła:

CAW syg. I.124.1.70

Monografja jubileuszowa Sochaczewskiej Straży Pożarnej Ochotniczej, Drukarnia Polska Maksyma Gołaszewskiego w Mińsku Mazowieckim,1929, s. 18

Jan Wojda, wspomnienia (oryg., ze zb. rodziny Wachowskich) MZSiPBnB, syg.

 

 

powrót do kategorii
Poprzedni Następny

Pozostałe
aktualności