60 lat szoferki - Kocham moją ulicę cz.VIII
Zapowiadała się krótka rozmowa o przyniesionych do redakcji zdjęciach, a wyszła opowieść o życiu pełnym podróży i interesujących ludzi, okraszona jeszcze ciekawszymi wspomnieniami o dawnym Sochaczewie. Jednak każda z tych historii nierozerwalnie wiąże się z szoferką, czyli profesją, którą nasz bohater uprawiał przez 60 lat.
Zdjęcia wykonane w latach 50. na terenie zakładu mleczarskiego przy ulicy Traugutta dostarczył nam liczący 85 wiosen Tadeusz Walczak, który sam o sobie mówi, że jego życie ukształtowała mleczarnia, gdzie jako 15-latek pierwszy raz wsiadł do samochodu zwożącego do Sochaczewa bańki z mlekiem zbierane po okolicznych wsiach i nie wyszedł zza kierownicy przez kolejne sześć dekad.
Jego dziadek, Piotr Walczak, był policjantem w Sochaczewie. Zmarł w kwietniu 1929 roku postrzelony przez sprawców włamania do urzędu pocztowego. Posterunkowy stanął im na drodze w pobliżu kapliczki znajdującej się w rejonie ronda, u zbiegu ulic Licealnej i Piłsudskiego. Policjantem był też syn Piotra - Hipolit Walczak. Pewnego zimowego dnia, gdy pomagał podróżnym wysiadać z pociągu, spadł na tory i stracił nogę, co nie pozwoliło mu na dalsze pełnienie służby.
- Tata zaczął pracę w mleczarni na przełomie 1949 i 1950 roku. Był w niej buchalterem, dziś powiedzielibyśmy głównym księgowym, i pracował niemal do przejścia na emeryturę. Pół etatu miał również w Banku Spółdzielczym. Czasy były ciężkie, ale my nie mogliśmy narzekać na warunki życia - mówi Tadeusz Walczak.
Na I piętrze budynku mleczarni mieszkały cztery rodziny. Na ulicę Traugutta i piekarnię Gzika wychodziły okna państwa Korczyńskich i Gałuszewskich. Korczyński był magazynierem, zajmował pokój z kuchnią, a Gałuszewski kierownikiem produkcji.
- Nasze okna także wychodziły na ulicę Traugutta. Mieliśmy jeden naprawdę duży pokój i kuchnię, a z okien wspaniały widok na zamek. Za ścianą, w dwóch pokojach z kuchnią, z oknami na stronę obecnego hotelu Chopin, mieszkał z dwojgiem dzieci dyrektor mleczarni Rerutkiewicz. Pod mieszkaniami znajdowała się hala produkcyjna - opowiada pan Tadeusz.
Zimy były wtedy i cięższe i dłuższe, ale pracownikom mleczarni udawało się przeciągać je do lata. Ponieważ mleko lubi chłód, na terenie zakładu co roku układano pryzmę lodu. Pracownicy rąbali lód na okolicznych, czystych stawach, m.in. rodzin Bolechowskich i Sobolewskich. Pryzma przesypana solą i trocinami, przykryta matami ze słomy, mogła tak leżeć kilka miesięcy.
- Kierowcami w mleczarni byli Franciszek Marcinkowski, Biernacki i Kostrzewa. Ciągnęło mnie za kółko, bardzo chciałem być szoferem, a synowi buchaltera się nie odmawia, więc jako 15-latek zacząłem jeździć bladym świtem po okolicznych miejscowościach i zbierałem bańki z mlekiem. Wstawałem o 3.00, a w Brzozowie o 3.30 niejaki pan Lipiński na nasze życzenie otwierał knajpę, stawiał flaszkę na stół, wypijaliśmy stakana (od red.: z rosyjskiego kubek, szklanka) i ruszaliśmy w trasę. Drugie towarzyskie spotkanie zaliczaliśmy u pana Zientary w Iłowie. Jak główny szofer wypił za dużo, ja siadałem za kierownicą - wspomina ze śmiechem Tadeusz Walczak.
Z sentymentem wraca też do okresu służby wojskowej, bo jak mówi, gdy trafił do jednostki w Krośnie Odrzańskim, miał już papiery i doświadczenie za kierownicą, więc znowu jeździł. Po wojsku zaczął pracę w młynie przy ul. 1 Maja, który przed wojną należał do Józefa Michalskiego. Dziś najciekawszą pamiątką i dowodem, jak majętna była to rodzina, jest stojąca obok willa. Gdy zakład znacjonalizowano, w domu Michalskich mieszkali kierownicy młyna, później urządzono w nim pałac ślubów, a dziś mieści się zakład pogrzebowy Haron.
- Bocznicą kolejową, wtedy jeszcze konno, wywoziliśmy tony towaru - mąki, różnych kasz - do PSS-ów i magazynów przedsiębiorstwa państwowego Miejski Handel Detaliczny. Gdy młyn kupił ciężarówkę stara, to nim rozwoziłem towary po magazynach. Firma rozwijała się i w nieistniejącym już młynie Kulisiewicza, nad Bzurą, przy ulicy Staszica, otworzyliśmy kaszarnię. To było duże przedsięwzięcie, bo na miejscu zainstalowano kotły do palenia kaszy gryczanej. Uruchomiliśmy też młyn przy ul. 1 Maja, należący przed wojną do rodziny Szyszkiewiczów, w którym teraz urządza się zakład Arka - wylicza.
- Całe życie spędziłem za kierownicą. Szoferem byłem do 75 urodzin, pod koniec kursowałem na trasie z Hamburga do Astrachania nad Morzem Kaspijskim. To był piękny okres. Ponad 5 tysięcy kilometrów w jedną stronę. Tam zawsze czekał na mnie duży garnek rybnej zupy, uchy - wspomina Tadeusz Walczak.
Miłość do podróży pozostała w rodzinie. Tirami na zachód Europy zawodowo jeździ teraz syn Tadeusza, Piotr.
Daniel Wachowski
Cykl „Kocham moją ulicę” to wspólny projekt „Ziemi Sochaczewskiej”, „Expressu Sochaczewskiego” oraz Muzeum Ziemi Sochaczewskiej i Pola Bitwy nad Bzurą. Aby wziąć w nim udział, wystarczy podzielić się z mieszkańcami wspomnieniami o Sochaczewie i zdjęciami miasta. I nie chodzi tylko o fotografie sprzed 1945 roku, choć te są mile widziane, ale o zdjęcia obrazujące, jak Sochaczew zmieniał się na przestrzeni lat. Zdjęcia przyniesione do naszych redakcji zostaną zeskanowane i oddane właścicielom. Fotografie z dopiskiem „Kocham moją ulicę” można również przesyłać drogą elektroniczną na adres: redakcja@exmedia.pl lub ziemia.sochaczewska@sochaczew.pl. Wraz z opisem lub Państwa wspomnieniem zostaną opublikowane na łamach Ziemi Sochaczewskiej i Expressu Sochaczewskiego.