{index_ob_css}{index_ob_js}

O rodzinie Wyglendowskich raz jeszcze

Artykuł pt. „Król meblowy z Newark” (ZS nr 14 z 9.07.2024) przypominający postać Tomasza Wyglendowskiego, urodzonego w Brochowie emigranta, który za oceanem spełnił swój „american dream” spotkał się z życzliwym przyjęciem. Otrzymałem kilka telefonów od członków rodziny bohatera tekstu mieszkających w Sochaczewie. Podczas tych rozmów wspominali jego przywiązanie do Polski i wsparcie, jakiego udzielił wraz z żoną brochowskiemu kościołowi. Dlatego wracam do jego historii.

Zdjęcie do O rodzinie Wyglendowskich raz jeszcze

Tomasz Wyglendowski był postacią wyróżniającą się wśród amerykańskiej Polonii. Relację o jego życiu za oceanem i miłości do ojczyzny znajdziemy na kartkach wydanej w 1938 r. książki "Americans All. A Human Study of America's Citizens from Europe"  autorstwa Williama Seabrooka -  amerykańskiego dziennikarza, podróżnika i literata pracującego dla "New York Times". Autor wspomnianej publikacji spotkał się z Tomaszem Wyglendowskim i jego rodziną. Odwiedził należący do Wyglendowskiego skład mebli American Furniture House Inc. mieszący się przy Springfield Ave w Newark. Charakteryzując wygląd wnętrza sklepu, na ścianach dostrzegł obrazy olejne przedstawiające polskich rzemieślników, chłopów i górali w tradycyjnych, ludowych strojach. Postacie z ogromnymi wąsami, ze skrzypcami trójstrunowymi, w kolorowych kamizelkach, z piórami w kapeluszach dla Williama Seabrook'a wydawały się obce i bajkowe. Tymczasem jego rozmówca, który do Ameryki także przybył z Polski i mieszkał tam już od kilkunastu lat, nie różnił się niczym od innych Amerykanów. Podobnie sklep Wyglendowskich, na pierwszy rzut oka, nie wyróżniał się wśród placówek handlowych w Newark. Jedyną rzeczą, która mogła sugerować, że to polski skład, był duży obraz przedstawiający marszałka Józefa Piłsudskiego umieszczony w jednej z witryn wystawowych. Obraz ten zdobył pierwszą nagrodę na wystawie sztuki w Warszawie.

 

Syn Tomasza, Kazimierz, był młodym amerykańskim biznesmenem, jak opisał go William Seabrook: pomagał ojcu w prowadzeniu rodzinnego interesu. Z czasem zastąpił go na stanowisku prezesa American Furniture House Inc. Zresztą nie tylko on uczestniczył w tym familijnym przedsięwzięciu. Córka Helena i zięć Stefan Myśliński prowadzili skład mebli w Passaic, który Tomasz Wyglendowski ofiarował im jako prezent ślubny. Kolejny z synów - Stanisław, był w latach 1953-1968 dyrektorem generalnym należącego do ojca sklepu Belmont Furniture House Inc. Następnie, kontynuując rodzinną tradycje, podejmował zatrudnienie w Thrifty Furniture Mart w Somerville (New Jersey) oraz Empire Furniture Company w Plainfield (New Jersey).

 

Wyglendowscy zaprosili gościa do swojej posiadłości na obiad. Był to duży domu, bogato umeblowany w ciężkie, rzeźbione meble w stylu wiktoriańskim, wypchane aligatory i dużego żółwia w skorupie. Gościa przyjęła gospodyni, żona Tomasza - Stanisława. Choć była wiceprezesem składu American Furniture House Inc. nie przeszkadzało jej to w krzątaniu się po kuchni i nadzorowaniu przygotowania obiadu. Stanisława Wyglendowska nie mówiła dobrze po angielsku i bała się wychodzić z domu. W wyjściach do kościoła czy na zakupy zawsze musiał towarzyszyć jej mąż.

 

Po obiedzie Stanisława Wyglendowska pokazała gościowi album ze zdjęciami swoimi i męża przy stole kapitańskim na pokładzie statku m/s „Batory” podczas ich ostatniej podróży do Polski. Chyba to sprawiło, że zaczęła z sentymentem wspominać ojczyznę. Opowiedziała wówczas dziennikarzowi, że nawet w New Jersey kultywują polskie tradycje. Na przykład puszczanie na rzece wianków uwitych z kwiatów i ziół w wigilię świętego Jana Chrzciciela. Z Polską nadał łączyło ich bardzo wiele. Wyglendowscy byli bowiem patriotami zatroskanymi o los kraju. Gdy w 1936 r. przebywali w Polsce, odwiedzili kościół w Brochowie, który uległ zniszczeniu podczas Wielkiej Wojny. Świątynię, co prawda, udało się odbudować, ale nadal brakowało jej wyposażenia. Tomasz i Stanisława Wyglendowscy, widząc, jak wiele jest jeszcze do zrobienia, aby przywrócić dawną świetność temu miejscu, kosztem 20 tysięcy złotych ufundowali 20-głosowe organy dla brochowskiego kościoła („Wiarus” 1937, nr 39. s.1038 ).

Sebastian Tempczyk

MZSiPBnB

powrót do kategorii
Poprzedni Następny

Pozostałe
aktualności