Napoleon zrazów
Restauracja „U Wicka” – miejsce znane wszystkim mieszkańcom Sochaczewa i okolicznych miejscowości. Kultowy lokal gastronomiczny należący do Wincentego Flisiaka, który przeszedł do legendy za sprawą wykwintnej kuchni, tak innej od ówczesnych, przaśnych i pozbawionych polotu standardów „ludowej gastronomii”.
Restauracja przyciągała nie tylko wybornymi smakami, ale także aurą tajemniczości, z której mieli korzystać nawet najwyżsi dygnitarze Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej z premierem Józefem Cyrankiewiczem na czele.
Trudne początki
„Wicek”, jak w skrócie nazywano lokal Wincentego Flisiaka, byłego warszawskiego kelnera, pojawia się na gastronomicznej mapie Sochaczewa tuż po II wojnie światowej. W spisie abonentów sieci telefonicznych Dyrekcji Okręgu Poczt i Telegrafów w Warszawie na 1946 rok, przy numerze telefonu Sochaczew 95 znajdujemy wzmiankę Flisiak Wincenty, rest. „U Wicka”, Staszica. Druga połowa lat 40. nie była jednak w Polsce dobrym czasem dla wszelkich przejawów prywatnej inicjatywy gospodarczej. Na początku 1947 r. minister przemysłu i handlu Hilary Minc zaatakował sektor prywatny i zainicjował „bitwę o handel”. Polityka władz zmierzała do ograniczenia działalności prywatnej i poddania jej kontroli państwa. Zabiegi te obejmowały również gastronomię. Lokale prywatne poddawane były presji fiskalnej. Ich los w 1947 r. podzielił również „Wicek”. Restauracja miała wówczas obowiązek, narzucony przez władze, wydawania codziennie pewnej ilości obiadów popularnych po cenie 80 zł. Obiady popularne była to kategoria najtańszych posiłków serwowanych w lokalach gastronomicznych, które kosztowały ponad połowę mniej, niż stojące klasę wyżej obiady klubowe. Koszt własny „popularnego” był wyższy od ustalonej za niego ceny. Zatem jego sprzedaż przynosiła stratę. Flisiak, jak relacjonuje „Życie Częstochowy” w numerze 105 z 10 października 1947 r., został postawiony przed Komisją Specjalną do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym, która w 1947 r. został włączona do „bitwy o handel”, pod zarzutem pobierania za „popularne” 120 zł, zamiast ustalonych 80 zł. Restaurator tłumaczył się, że nie miał w ogóle zamiaru podwyższać ceny za obiad i że zawiniła tu obsługa, postępując na własną rękę. Zresztą kelnerzy niechętnie przyjmowali zamówienia na „popularne”, o czym często pisała prasa. Śledczy nie przyjęli tłumaczeń Flisiaka, który został ukarany grzywną w wysokości 100 tysięcy zł.
Dla wtajemniczonych
Na fali „odwilży”, jaka zapanowała w bloku wschodnim po śmierci Józefa Stalina oraz łagodzenia reżimu politycznego w PRL za sprawą przemian październikowych 1956 r., odżyła również prywatna gastronomia. Niemniej jej działalność przypominała zakamuflowane, kulinarne podziemie. Andrzej Garlicki, smakosz i historyk w jednej osobie, tak opisał działalność „Wicka” w 1957 r.: W dużej sali - pisze w artykule „Przygody kulinarne w PRL”, „Mówią Wieki” nr 11 z 2012 r., do której wchodziło się z ulicy, było tylko nieco czyściej niż w innych ówczesnych lokalach, jedzenie było tylko nieco lepsze. Wtajemniczeni wchodzili od zaplecza i trafiali do jednego z dwóch gustownie urządzonych gabinetów. Tu można było zamówić potrawy, o których nie śnili bywalcy pierwszej sali. Na zakąskę marynowanego węgorza, móżdżek w kokilce, talerz fantastycznych domowych wędlin, a później rozpływające się w ustach zrazy wołowe z kaszą gryczaną, chrupiącą kaczkę z jabłkami, kurczęta po polsku. To był raj w przystępnych zresztą cenach. Zrazy z kaszą stały się u „Wicka” specjalnością zakładu – stąd jedna z warszawskich dziennikarek nazwała Flisiaka „Napoleonem zrazów”.
Masina w Sochaczewie
Mimo początkowych perturbacji restauracja „U Wicka” osiągnęła kulinarny sukces. Prasa warszawska okrzyknęła lokal Flisiaka „przysłowiową Mekką” dla smakoszy ze stolicy. Toteż wielu zmotoryzowanych mieszkańców Warszawy i cudzoziemców przyjeżdżało do Sochaczewa na dobry obiad, aby dogodzić podniebieniu i żołądkowi – donosiła „Stolica” w numerze 29 z dnia 16 lipca 1967 r. Dzięki tej popularności Flisiak zebrał w 3 książkach pochwały we wszystkich niemal językach europejskich, z polskim na czele. Jedną z nich rozpoczęła pamiątkowa dedykacja słynnej włoskiej aktorki filmowej i teatralnej Giulietty Masiny, gwiazdy m.in. „La Strady”, żony Federica Felliniego. Artystka gościła w naszym mieście pod koniec lat pięćdziesiątych, podczas zdjęć do niemiecko-włoskiego filmu Jons und Erdme, który kręcono m.in. w Sochaczewie. Inne wpisy były równie interesujące, oto niektóre: „Uwaga! Uwaga! – Czytajcie mężowie i żony, Wicek – Napoleon jest niezwyciężony!! Co stwierdzamy paluszki liżąc – Czerwone Gitary” lub „Kiedy jestem w Polsce, muszę zjeść „U Wicka”, Jan Lasak, Montreal, Canada – przytacza „Stolica” w numerze 30 z 27 lipca 1969 r. O restauracji „U Wicka” słowami „Knajpka w Sochaczewie, bardzo dobra kuchnia” wyraził się Stanisław Skalski, polski as lotnictwa myśliwskiego z okresu II wojny światowej o najwyższej liczbie zestrzeleń wśród polskich pilotów, generał brygady pilot Wojska Polskiego.
Sebastian Tempczyk
MZSiPBnB
Zdjęcie Restauracji U Wicka ze zbiorów p. Grzegorza Leśkiewicza