{index_ob_css}{index_ob_js}

Między historią a legendą

Taki tytuł nosi najnowsza publikacja Muzeum Ziemi Sochaczewskiej i Pola Bitwy nad Bzurą autorstwa Radosława Jarosińskiego i taki był też temat spotkania w Miejskiej Bibliotece Publicznej. 28 czerwca mogliśmy posłuchać opowieści o tym, jak powstawała książka, kupić ją i uzyskać autograf autora.

Zdjęcie do Między historią a legendą

Wydawnictwo obejmuje najdawniejsze dzieje Sochaczewa i kończy się na roku 1918. I to właśnie średniowiecze daje największe pole do legend, spekulacji i domysłów, bo jak mówił podczas spotkania Radosław Jarosiński, ostatnie wieki są nieźle udokumentowane, gorzej z wcześniejszymi. A jeśli nie ma pewności co do faktów, rodzą się przypuszczenia i mity. Jednym z takich niepotwierdzonych w źródłach wydarzeń jest śmierć w sochaczewskim opactwie benedyktynów Bolesława Krzywoustego w 1138 r. Nie ma nawet pewności, czy w miejscu, gdzie stoi pomnik, istniał klasztor tego zgromadzenia. Legenda przetrwała jednak do dziś.

- Chylę czoła przed lokalnymi badaczami, takimi jak Janina Świeżyńska, Kazimierz Hugo-Bader, czy Bronisław Markiewicz, którzy lata temu długie godziny musieli spędzać w archiwach i przeglądać setki różnych dokumentów, aby dotrzeć do jakiejś interesującej informacji. Teraz większość materiałów źródłowych jest zdigitalizowana i można je znaleźć w internecie – mówił Radosław Jarosiński. – Trzeba tylko wiedzieć, gdzie ich szukać, bo często jest też tak, że podczas lektury jakichś dokumentów przez przypadek docieramy do nieznanych faktów z historii miasta.

Niezwykle pomocne są znaleziska odnajdywane podczas badań archeologicznych lub inwestycji na terenie miasta. Tak było z ustaleniem lokalizacji młyna z czasów książąt mazowieckich, o którym muzealnicy wiedzieli, że działał na terenie miasta, ale dopiero odnalezienie koła żarnowego na terenie budowy bulwarów nad Bzurą pozwoliło umiejscowić go w konkretnym rejonie.

W nowej książce znajdziemy mnóstwo interesujących historii, jak choćby ta o strzelaninie podczas sejmiku szlacheckiego, który odbywał się w miejscowym  kościele. Po tym wydarzeniu świątynia została obłożona ekskomuniką i trzeba ją było od nowa poświęcić, aby odprawiać w niej msze.

Sporą wiedzę o funkcjonowaniu miasta przynoszą lustracje i kwerendy, jakich dokonywali kolejni władcy, a później zaborcy. W rozdziale „Pruskie rządy” czytamy: „(…) w roku 1793 do miasta przybywają niemieccy lustratorzy, przeprowadzając niezwykle dokładny i jakże przygnębiający jego opis, obnażający zacofanie, biedę i korupcję wśród lokalnych władz. (…)

Większość domów, a było ich ogółem 148, z czego 16 należało do kościoła, opisana została jako raczej liche. Tylko 3 z nich były murowane i kryte dachówką, reszta deskami i strzechą, 3/4 domów lustratorzy uznali za bliskie zawalenia. (…) Jedynym budynkiem, który uznano za solidny, był ratusz. Jak się okazało, rozpanoszył się w nim pan starosta, płacąc za użytkowanie czterech pomieszczeń piwem i winiakiem, radnym zaś została jedna sala posiedzeń. Przy ratuszu – i to jest ciekawostka - stać miała fontanna. Sprzęt gaśniczy był w opłakanym stanie, co tłumaczyłoby nieskuteczność ochrony miasta przed żywiołem ognia. Na wyposażeniu miasta była drewniana sikawka ręczna (bezużyteczna), 12 skórzanych wiader strażackich, cztery bezużyteczne płozy. (…) 

Autor książki przypomina w tym miejscu, że „8 kwietnia 1793 r. spłonął doszczętnie kościół parafialny i nie da się go odbudować bez pomocy wyższej. Ksiądz natomiast czerpie dochody z probostwa i utrzymuje kapelana, ale nie ma gdzie odprawiać mszy (…)”.

W ankiecie przeprowadzonej przez pruskich urzędników znalazło się także siedem nazwisk polskich

pracowników ratusza, którzy „nie otrzymywali stałej pensji, gdyż od 1777 roku 200 guldenów przeznaczonych na wypłaty zgarnia dla siebie starosta. Rewizorzy nie dostali do rąk żadnych ksiąg rachunkowych, w związku z czym finanse Sochaczewa pozostawały częściową niewiadomą”.

Przytaczamy te fragmenty książki nie po to, aby ośmieszać i w złym świetle stawiać nasze miasto, bo przecież miało ono okresy świetnej prosperity, ale po to, aby pokazać jak barwnym językiem jest pisana i ile ciekawostek kryje na blisko 500 stronach. To niewątpliwa wartość książki wydanej na porządnym papierze, bogato ilustrowanej i opatrzonej mnóstwem przypisów.

„Między historią a legendą” można nabyć w sochaczewskim muzeum. Jej cena to 54 zł. W swoich zbiorach posiada ją także miejska biblioteka.

Jolanta  Śmielak-Sosnowska

powrót do kategorii
Poprzedni Następny

Pozostałe
aktualności