Zaprasza kapela Frania
Chodakowska Kapela Frania pięknie się kłania – tak Franciszek Niewiadomski rozpoczynał każdy występ założonego przez siebie zespołu. Bawił on publiczność od 1976 do 1989 roku i w tym czasie znał go cały Sochaczew. Pewnie jeszcze niejeden mieszkaniec kojarzy nazwę kapeli.
Od początku była ona związana z fabryką „Chemitex” oraz tamtejszym Zakładowym Domem Kultury. Trzeba jednak powiedzieć, że związek ten istniał poprzez Franciszka Niewiadomskiego, w tamtym czasie instruktora teatralnego ZDK, który szlify zdobywał u najlepszych, czyli małżeństwa Machulskich - założycieli Teatru Ochota. Franciszek ma na swoim koncie flirt z kinem, zagrał kilka drugoplanowych ról w polskich produkcjach, m.in. w słynnym „Rejsie” Marka Piwowskiego. W „Chemitexie” przez lata prowadził także zakładowy radiowęzeł, a później sobotnie audycje w radiu „Fama”, był także felietonistą „Ziemi Sochaczewskiej”, generalnie to barwna i znana w Sochaczewie postać. Dzisiaj najczęściej można go spotkać za kółkiem taksówki.
Wróćmy jednak do lat 70. ubiegłego wieku. Kiedy pytam, co go skłoniło do powołania kapeli, wzrusza ramionami i nie dorabia na siłę ideologii. Pewnie był to niespokojny duch Franciszka, który ciągle szukał nowych wyzwań, a także odskocznią od szarej peerelowskiej rzeczywistości. „Frania” była następczynią kabaretu działającego wcześniej w ZDK. Przez kapelę przewinęło się wielu bardziej lub mniej sprawnych muzyków z różnym instrumentarium. Założyciel grał na bębnie i na tarze, co zawsze wzbudzało aplauz widowni.
Tara była wcześniej, zgodnie ze swoim przeznaczeniem, używana do ręcznego prania. Kiedy stała się muzycznym atrybutem Frania, potrzebne były do niej aluminiowe łyżki, bo tylko wtedy wydawała odpowiedni dźwięk. Łyżki się szybko zużywały, zawsze musiał być zapas, więc często znikały z domowej szuflady.
Z racji tego, że kapela grała folklor warszawski, szlagiery podwórkowe, a także własne utwory utrzymane w podobnym klimacie, potrzebne było odpowiednie instrumentarium: skrzypce, akordeon, banjo, gitara, czasem flet i kontrabas, bęben, który wybijał rytm, no i oczywiście wokal. Instrumenty kupił „Chemitex”, warto więc powiedzieć, że dyrektorem zakładu był wtedy Jan Szrama, a kierownikiem ZDK – Adam Nowak.
Wśród członków zespołu Franciszek Niewiadomski wymienia wokalistki - Barbarę Łyś i Ewę Lewandowską, Ewę Chałaczkiewicz (gitara). Dużo częściej zmieniali się panowie, ale warto wymienić: Ryszarda Fijołka (vocal), Mirosława Michalaka i Piotra Dominika (skrzypce), Jerzego Dąbrowskiego i Jacka Brzozowskiego (akordeon), Mieczysława Wiśniewskiego (vocal, gitara), Janusza Kawczyńskiego (flet, akordeon), Tadeusza Fortunę (vocal, gitara), Andrzeja Fortunę (vocal, banjo), Wiesława Gradka (gitara), Leszka Lewickiego (kontrabas), Jacka Pasztora i Marka Danielewskiego (bęben).
- Okazjonalnie występowali z nami także inni lokalni muzycy, wszystkich serdecznie pozdrawiam, ale trzeba dodać, że wielu wcześniej wymienionych już nie żyje. Od założenia kapeli minęło ponad 50 lat, a niektórzy działali ze mną jeszcze wcześniej w kabarecie, który przeistoczył się w kapelę. Podczas występów „Frani” również serwowaliśmy skecze, humorystyczne monologi. Publiczność dobrze się bawiła, i my też – opowiada ze śmiechem Franciszek.
Przez lata, nawet już po zakończeniu działalności, o kapeli krążyło wiele anegdot. Jedna z nich opowiada o tym, jak Frankowi urodzili się synowie bliźniacy i na najbliższej próbie pojawiło się pytanie o imiona. Ponieważ najpopularniejszą wtedy Dobranocką dla dzieci był „Bolek i Lolek”, stanęło, że to najlepszy wybór (!). Łatwo powiedzieć, gorzej zapisać to w Urzędzie Stanu Cywilnego, gdzie trzeba podać podstawową wersję imienia, a nie zdrobnienie. Wyszło więc na to, że jeden z maluchów dostał na chrzcie Bolesław, a drugi Leopold…
W ciągu 13 lat działalności kapela wystąpiła blisko 100 razy, nie tylko w Sochaczewie i okolicach, ale także w Skierniewicach, gdzie grali obok Homo-Homini (w latach 70. zespół znany w całej Polsce), w Warszawie, Płocku, a w 1985 r. w Szklarskiej Porębie zagrali jako support podczas koncertu Shakin Dudi’ego (jedno z muzycznych wcieleń Ireneusza Dudka). Wielokrotnie występowali w ówczesnym kinie Mazowsze (dom kultury w Chodakowie), na podzamczu podczas miejskich imprez, często przed Demonami (zespół braci Czubackich).
- Funkcjonowaliśmy jako kapela Zakładowego Domu Kultury, więc najczęściej dostawaliśmy z „Chemitexu” samochód. Dzięki temu jeździliśmy na Ogólnopolskie Festiwale Kapel Podwórkowych do Przemyśla czy Krasnegostawu – wspomina F. Niewiadomski. – Tam, oprócz występów konkursowych, graliśmy także w zakładach pracy, a nawet na ulicach miast. Dla mieszkańców to była duża frajda, dla nas też, bo ludzie rzucali nam z okien pieniążki ładnie zawinięte w papierki… Pamiętam też, że kiedyś występowaliśmy w Skierniewicach dla I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR, tacy byliśmy dobrzy (śmiech).
A oto próbka ich słownych możliwości. „… Organizatorzy zapewniają wiele atrakcji: skoki do wody po pachy, kucanie w dołku, stójka na stołku, leżenie na kołku. A w trakcie zabaw kuchnia serwuje dania regionalne: płucka na kwaśno, żurek na smutno, pepsi na ciepło, makaron z taśmy i rosół z playbacku…”.
W tamtych smutnych czasach każdy rodzaj rozrywki był mile widziany, a kapela Frania pozwalała zapomnieć o dolegliwościach codzienności i bawić się do łez.
Jolanta Śmielak-Sosnowska
Kapela na gościnnych występach. Od prawej: Janusz Kawczyński, Piotr Dominik, Ryszard Fijołek, Franciszek Niewiadomski, Mieczysław Wiśniewski, Barbara Łyś, Tadeusz Fortuna
Więcej zdjęć w aktualnym wydaniu Ziemi Sochaczewskiej